Historia małego kotka
W te wakacje podróżując autem spotaliśmy wiele ciekawych rzeczy. Jeździmy często polnymi drogami, widujemy dzikie zwierzęta, dziewiczą roślinność i tereny ogólnie mało uczęszczane przez ludzi. Pośród tego piękna i cudu życia są jednak drogi trochę większego ruchu cywilizacyjnego i o tym teraz.
W te wakacje uświadomiłam sobie jeszcze bardziej jak drobne poczynania mogą mieć znaczenie. Spotykaliśmy sporo potrąconych przez auta zwierząt i zatrzymywaliśmy się, by zdjąć je z drogi, by ich ciała nie były dalej rozjeżdżane. Przy każdej istocie chwila ciszy i sprawdzenie, czy dusza nie woła, nie czeka akurat na moje działania.
Jechaliśmy akurat przez jakąś wieś, padał ulewny deszcz, pojedyncze auta na wąskiej asfaltówce..
Każde robi dziwny manewr na zakręcie. Dojeżdżamy tam my, a tu na środku leży mały kotek. Jest w kałuży krwi.. Szybko zjeżdżamy na bok, bierzemy papier kuchenny żeby go przesunąć, nikt się nie spodziewa, że maluch przeżył..
Patrzę jednak, a kotek oddycha, łapie powietrze przez zakrwawione nozdża. Deszcz dalej leje. Ściągam go delikatnie na pobocze, wycieram, kicha i żyje. Nie mogę go tu zostawić, w zimnie pewnie nie wydobrzeje..
Biegnę do najbliższego domu, pukam, nikt nie otwiera, biegnę dalej.. Jakiś pan otwiera drzwi i zaskoczony patrzy jak zmoknięta próbuję tłumaczyć, że jest kot.. Trochę nie chce uwierzyć, ale proszę, by poszedł ze mną na drugą ulicę i pomógł.. Wychodzi razem z żoną.
Idziemy po kotka. Szybko i delikatnie przenoszę go na rękach pod ich dom, zaraz organizują miskę z letnią wodą, czyste pudełko z miękkimi szmatkami. Obmywamy kotka z krwi. Kicha teraz jak szalony. Och, to znak, że ma jeszcze trochę sił, może nie jest za późno.
Ludzie trochę bezradnie czekają, szybko tłumaczę, że kotka dobrze jest zanieść do spokojnego i ciepłego miejsca, obserwować, napoić strzykawką jeśli pozwoli, dać mu się wyspać.. o weterynarza tylko spytałam, ale była sobota wieczór, a tam podobno jest dopiero w drugiej, sąsiedniej wsi i w poniedziałek.
Nie pozostało wiele tego, co mogliśmy na miejscu zrobić. Małżeństwo wzięło kotka z obietnicą opieki, a my z nadzieją, że może kotek przeżyje pojechaliśmy dalej.
I to wcale nie jest koniec tej historii..
Całą drogę kotek łączył się energetycznie, na kwaterze spędziliśmy z nim duchowo cały wieczór.
Jakie było moje zaskoczenie, gdy z ciała małego kitka wyłoniła się dusza całkiem dojrzała, identyfikująca się jako istota płci męskiej. Poczucie jakbym rozmawiała z jakimś dorosłym mężczyzną, głos męski, choć ciała nie widać. Istota była bardzo spokojna jak na szok i to, co całkiem niedawno przeszła. Wiedziałam, że wyszła z ciała, a ona sama poprosiła byśmy energetyzowali jej kocie ciało, bo chciałby do niego wrócić. Powiedziała, że obecnie jest ono w takim stanie, że nie może w nim być, ale jest też możliwość, że się ono zregeneruje. Cały wieczór podtrzymywaliśmy światło, by wzmacniało i odnawiało.
Istota nie panikowała, spokojnie, bez żalu, czy innych emocji czekała, czy jej „domek” będzie gotów. W międzyczasie pokazało mi się też auto, które potrąciło.. jasne, duże, kierowca na zakręcie nie zauważył, że wyleciał mały kotek. Niestety nie zatrzymał się, by udzielić pomocy.
Tak mijał cały wieczór. Dostojna cisza i bycie razem w duchu. Bliżej godziny 24 kontakt ucichł. Kotek zasnął. Ciało zasnęło, dusza swobodnie czekała obok. Dusza nie śpi 🙂 Kolejnego dnia dusza już się nie łączyła. Nie wiemy, czy wróciła do swojego futrzastego stanu, czy może poszła bez niego dalej.
MG